"Jego własność" autorstwa Ludki Skrzydlewskiej to nie tylko opowieść z gangsterem w tle ale także historia miłości, która stąpa po kruchym lodzie i wydaje się być bez szans na powodzenie.
To moje drugie spotkanie z twórczością autorki. I drugie spotkanie z wątkiem mafii w tle. Powiem Wam, że bardzo polubiłam styl Pani Ludki. Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Akcja jest dynamiczna i wciąga już od pierwszej strony.Bohaterowie są tak realnie przedstawieni, że można się z nimi zaprzyjaźnić lub.. traktować ich z dystansem.
Bronte Dixon prowadzi firmę. Jest rzeczoznawcą sztuki. To osoba kompetentna, z dobrą opinią i kochająca swoją pracę. Cieszy się nieskazitelną opinią i często korzystają z jej usług klienci tzw "premium". Bronte jest zaręczona z Kieranem i czuje, że wszystko zmierza ku dobremu. Pewnego dnia jednak narzeczony znika i nie daje znaku życia przez kilka dni. Kobieta przeczuwa najgorsze. W tym samym czasie w życiu Bronte pojawia się tajemniczy a zarazem niebezpieczny William Wolfe. Twierdzi, Kieran go oszukał, sprzedał podrobione dzieło sztuki i Bronte musi mu "spłacić" dług - twierdzi, że była jego wspólniczką i świadomie to zrobili. Dopóki tego nie zrobi pozostaje jego własnością. Wolfe ma wobec Bronte jasno ułożony plan- dzięki zdolnością rzeczoznawcy ma mu pomóc osiągnąć pewien plan. W międzyczasie rodzi się między nimi uczucie a Bronte nie ciężko pogodzić się z dwoma twarzami Williama: bezwzględnego gangstera zabijającego ludzi oraz namiętnego kochanka.
Jak już wspomniałam książka jest interesująca i dzieje się w niej naprawdę wiele. Autorka zabiera nas (a Wolfe Bronte) także w krótkie wycieczki po największych wystawach dzieł sztuki. Po przeczytaniu prawie 300 stron ma się wrażenie, że akcja trwa kilka miesięcy :)
Komentarze
Prześlij komentarz