Końcem czerwca swoją premierę miała książką "Siedem dni w czerwcu" napisana przez Tia Williams. Tytuł oraz okładka bardzo mnie zainteresowały więc szybko zabrałam się za lekturę.
Powiem Wam, że liczyłam na lekki romans. Cos w stylu: spotykają się po kilkunastu latach, uczucie na nowo się rodzi między nimi i happy end :)
Na pierwszych stronach poznajemy Evę, która jest na spotkaniu Klubu autorskiego i razem z fanami świętuje 15 rocznicę powstania jej bestsellerowej serii erotycznej. Można wywnioskować, że nie bardzo cieszy ją ta impreza, ponadto dopada ją ogromna migrena. Dowiadujemy się także, że sama wychowuje córkę i jest po rozwodzie - jej były mąż na nowo ułożył sobie życie.
Po 15 latach Eva spotyka także Shana. Przeżyli kiedyś ze sobą kilka cudownych chwil. Oficjalnie przez te lata nie kontaktowali się ze sobą jednak można się domyślić, że pisanie książek sprawiało im w pewnym sensie rekompensatę. Ona w swojej erotycznej serii jako głównego bohatera widziała Shane, zaś on pisał tak, jakby wiedział, że jego słowa przeczyta Eva.
Oboje po tych kilkunastu latach dźwigają ciężar doświadczeń, przykrych doświadczeń. A jednak spotykając się mają wrażenie, że "to coś" nadal między nimi istnieje :)
Mimo mojego początkowego rozczarowania warto dać tej historii szansę. Książka porusza mnóstwo trudnych tematów : alkoholizm, depresja, narkotyki. Czytałam ją dość długo, miałam kilka chwil zwątpienia jednak dotrwałam do końca. Czy warto przeczytać? Myślę, że tak... pod warunkiem, że nie nastawiamy się na typowe romansidło :)
WSPÓŁPRACA RECENZENCKA
Komentarze
Prześlij komentarz